Rozdział 7.
*Roks*
Jesteśmy już po
zajęciach. Byłyśmy jeszcze szybko w galerii po prezent. Teraz
siedzimy u mnie w pokoju i kompletnie nie wiem co na siebie włożyć.
Nawet to, że interesuję się modą nie pomaga. Mam do wyboru pięć
sukienek, i mało czasu.. błękitna, biała, czarna, kolorowe
wzorki, czy może czerwona.. Przymierzam każdą po kolei, Lidka
mówi, że w każdej wyglądam dobrze.. nie pomaga. Zaczyna brzęczeć
jej komórka. Uśmiecha się i odbiera.
-Halo... Tak, skąd
wiedziałeś... Aaa... Ok... Dziękuję za pomoc, do zobaczenia.
-Może mnie oświecisz
i powiesz kto dzwonił?-spytałam
-Coo... A, tak. Aleks.
Mówił, że jak mamy problem z kiecką, to masz ubrać coś w
odcieniach niebieskiego, bo to będzie pasowało do... wystroju
sali..-Lidka zaczyna się śmiać
-Do wystroju sali, czy
do gustu pana W. ?-Też się śmieję
-Nie wnikam.. Bierz tę
błękitną, bo spóźnimy się jeszcze
-Ok.
Wybrałyśmy, a
właściwie to Baron wybrał.. błękitną sukienkę, zwiewną, do
połowy uda. Dobrałam do tego wisiorek, zrobiłam makijaż, zabrałam
małą, białą torebkę, i ruszyłyśmy do Lidki. Tam dopiero
zaczęły się problemy...
/u Lidi/
Na łóżku i podłodze
leżało pełno ciuchów, spódniczki, bluzki, sukienki. Pełno. Ale
nic nie wyglądało idealnie..
-I co ja mam
zrobić?-spytała załamana
-Spokojnie..zaraz na
pewno coś się znajdzie- Roks zabrała się za ponowne
przeszukiwanie czeluści szafy
W międzyczasie Lidia
grzebała w stercie ubrań leżącej na podłodze.
Ktoś puka do drzwi.
Wychyla się zza nich
mama Lidki. Z rąk wypadają jej wyprane rzeczy gdy dostrzega
bałagan. Kręci tylko głową i mówi, że mają to potem posprzątać.
Dziewczyny zaczęły
się śmiać. Nagle Roksana krzyczy:
-Mam!-podeszła do
leżącego prania, które przyniosła mama Lidi
-ooo..tak. Ta będzie
dobra.
Lidka przebrała się w
niedawno kupioną sukienkę. Była w nieduże azteckie wzorki.
Kremowo-brązowa. Z kołnierzykiem, przylegająca do ciała, od talii
lekko puszczona w dół, prawie do kolan.
Dobrały do tego
dodatki. Poprawiły makijaże i zaczęły się zbierać. Lidka
umówiła się z Alkiem, że po nią przyjedzie, ale mają jeszcze
coś załatwić.. Zaproponowała, że podrzucą Roksanę do Jagody i
pojadą ze Spizganym. Ich wspólny prezent zabrała Roks. Na imprezie
dadzą mu go wspólnie.
*Baron*
Jest chwila przed 17,
jestem już pod domem Lidki. Zaparkowałem za tym samym drzewem co
wtedy, aby nie było widać kierowcy. Nie chciałem, aby miała
jakieś kłopoty przeze mnie. Dostałem przed wyjazdem jeszcze sms
czy Roksana może zabrać się z nami, i czy mógłbym ją podrzucić
do Jagody. Oczywiście się zgodziłem.
Zauważyłem, że ktoś
otwiera drzwi. Wyszły. Dobre.. Roksana miała jakąś niebieskawą
sukienkę, kolor taki jak Wojtas lubi. Ale przecież ona nic nie
wie.. Ciekawe co takiego powiedziała jej Olka, żeby wybrała
właśnie tę.
Zobaczyłem Olę.
Mmmm..
Podeszły do samochodu,
wysiadłem. Nie wiedziałem jak się z nią przywitać, rzuciłem
zwykłe siema, bo była z nią jeszcze Roksana.
Pojechaliśmy pod
wskazany adres. Zatrzymałem się pod domem i Roks wysiadła.
Zadzwoniła i otworzył jej gościu ze szlugiem w gębie.
Zapowiada się
ciekawie.
-Widzę go pierwszy raz
na oczy..-stwierdziła zdezorientowana Ola
-Hmm.. Śniady ich
zaprosił, nie?
-Tak.. a co?
-To się nie martw. A
teraz jedziemy do mnie-włączyłem silnik i ruszyłem
-Oks.. A po co?
-Bo musisz mi pomóc.
-A w czym, jeśli mogę
wiedzieć?
-W czymś. Sama
zobaczysz.
-Dobrze, już się nie
będę dopytywać szefie.
-No.
Resztę drogi
jechaliśmy w milczeniu.
Po wejściu do
mieszkania w oczy rzuciło się wielkie pudło. Było.. nieumiejętnie
zapakowane i poklejone taśmą.
-Czy to jest prezent
dla Bartka?-spytała
-eeeeee..noo..tak. Mam
nadzieję, że potrafisz jakoś lepiej to zapakować, bo jak widać
na załączonym obrazku ja się do tego nie nadaję...
-Hahahahahahahahahaha i
nie mogłeś powiedzieć mi o tym w samochodzie?
-Nie. Bo ja się
teen..noo..
-Wstydziłeś się
tego, że masz dwie lewe ręce do pakowania prezentów? -widać było,
że Olka miała ze mnie niezły ubaw
-Tak.
-Ok, spokojnie, już
się nie będę śmiać, bo się jeszcze obrazisz..
Zabraliśmy się za
ładne opakowanie tego pudła. O dziwo, nie pytała się co jest w
środku.. rzadko spotykane jak na kobietę..
Bawiliśmy się przy
tym wybornie.. Za to, że (nie)chcący przykleiłem jej do włosów
kokardkę zostałem obsypany sporą ilością złotego brokatu...
Będę błyszczeć na urodzinach
Gdy skończyliśmy
poszedłem trochę poskromić swoje błyszczenie i pojechaliśmy do
domu pracy twórczej gdzie były organizowane urodziny.
/W tym samym czasie,
dom pracy twórczej/
-Tooomsoon!
Tooomek!-Ktoś ewidentnie potrzebował jego pomocy
-Co?!-Tomek przeprosił
Justynę i poszedł zobaczyć co się dzieje
-O kuur..czę. Coś Ty
zrobił?
Widok był lekko
przerażający, ale śmieszny. Na środku salonu leżał Grzesiek.
Był owinięty w kolorowe serpentyny. Wił się po podłodze próbując
się uwolnić.
-To nie ja! To oni!-był
zdenerwowany, ale widać, że cała sytuacja go rozśmieszyła
Przyszła Justyna.
Zaczęła się śmiać. Ale stała z boku.
-Tomek, no może byś
mi pomógł co? Nim przyjedzie reszta gości i wszyscy będą mieli
ze mnie polewkę.
-Wybacz.-powiedziała
przez śmiech dziewczyna i odeszła do kuchni
-Wiesz co Grzesiu?
Zastanawiam się, czy cię rozwiązać, czy tak nie zostawić i dać
się im pośmiać.. Ale nie będę taki zły..
hahahahahahahahah...Zrobię Ci tylko małą sesyjkę i już Ci
pomagam-Tomson wyjął telefon i zaczął robić zdjęcia
-My też! My też!
Z kuchni wybiegli:
Lajan, Torres i Łozo z serpentyną zamiast krawata.. Natychmiast
rzucili się na podłogę, robili różne dziwne miny i pozy do zdjęć
z Dziamasem. Dziewczyny wyglądały tylko z kuchni i się
podśmiewały.
Całą sytuację
przerwał kopniak otwierający drzwi i kolo krzyczący „Z BUTA,
WJEŻDŻAM!”
Przepraszam, spóźniony... Jeszcze raz dziękuję za tyle nominacji i szansę wybicia się ;)
Czytasz -> komentuj proszę ;>